Ani żadnej rzeczy - S. M. Borowiecky [RECENZJA]

Pamiętacie szał, jaki kilka lat temu zapanował po wydaniu "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna? Ja pamiętam go doskonale. Dałam się delikatnie wciągnąć, ale tylko w szaleństwo lektury. Film obejrzałam z niesmakiem, pomimo mojego uwielbienia dla Toma Hanksa. Przeczytałam "Kod...", potem "Anioły i demony" i może jeszcze 1-2 tytuły innych autorów powstałe w tej konwencji. 
Po latach wróciłam do tego nurtu poprzez lekturę polskiej książki "Ani żadnej rzeczy" S.M. Borowiecky. 


W Watykanie, na dachu Bazyliki Świętego Piotra grupa turystów jest świadkiem szokującego wydarzenia. Ukrzyżowano kobietę. 
Chwilę później autorka przenosi fabułę 7 dni wstecz do Sobótki Nowej, niedaleko Łodzi. Tu przyjeżdża Zoja Pietrowna na pogrzeb swojej babki, a przynajmniej osoby, która rzekomo jest jej babcią. Zoja nie znała jej, ponieważ jeszcze jako dziecko, po stracie rodziców, zamieszkała w niemieckim klasztorze, gdzie jej wychowaniem zajmował się ojciec Bruno. Duchowny nie starał się zastąpić rodziców swojej podopiecznej, a raczej był dla niej kimś w rodzaju mentora. 

W Sobótce Nowej Zoja spotyka się z miejscowym proboszczem, Piotrem. Piotr to młody ksiądz, z pochodzenia Niemiec, który ma pomóc Zoi w formalnościach związanych z pogrzebem. Sytuacja choć trudna emocjonalnie, na pozór nieskomplikowana i standardowa, nabiera nieoczekiwanego obrotu. 
Kiedy Zoja jedzie samochodem, ktoś celowo próbuje doprowadzić do wypadku i spycha ją z drogi. Na tylnym siedzeniu Pietrowna znajduje torbę, a w niej odciętą dłoń z tajemniczym napisem i medalik z nie mniej tajemniczym symbolem. 
W tym samym czasie plebania Piotra staje w ogniu. 
Od tego momentu fabuła nabiera szalonego tempa, które nie zwalnia aż do ostatniej strony. Zoja i Piotr razem wyruszają w podróż, dosłownie i w przenośni, próbując rozwiązać zagadkę podrzuconej dłoni i tajemnicę, którą jak się okazuje nosiła w sobie babka Pietrownej, a po śmierci postanowiła podzielić się nią z wnuczką. 
Ślady prowadzą na trop tajnych organizacji mających związek z nazizmem i Kościołem. 

"Ani żadnej rzeczy" to książka, przy której nie sposób się nudzić, a o wytchnienie trudno choćby na moment. Ilość zdarzeń, zwrotów, nowych tropów jest taka, że lektura wymaga wzmożonej koncentracji, żeby się nie pogubić. Wprawdzie nie musiałam kartkować wstecz, ale podczas czytania świadomie układałam sobie w głowie puzzle rozsypane przez autorkę. 
Lawina zwrotów akcji i nowych, zaskakujących faktów oraz niejednoznaczne zachowanie bohaterów powodują, że czytelnik może odczuwać dezorientację, kto jest wrogiem Zoi, a kto jej sprzymierzeńcem. Budzi się niepewność i czujność, które nie odpuszczają aż do zamknięcia książki. Ciekawość rośnie, tak samo jak chęć gnania do przodu i dorównania autorce w tym zawrotnym tempie. 
Aż ciężko uwierzyć, że książka opisuje wydarzenia jedynie z siedmiu dni. Istny sensacyjny rollercoaster.  
Ludzie boją się powrotu nazistów, ale nie zdają sobie sprawy, że czasy zaczynają przypominać te, w których Hitler doszedł do władzy. 
Jakich tematów dotyka Zoja w drodze do rozwikłania zagadki? Sprawa jest bardzo skomplikowana, wielowątkowa i sięgająca swoimi korzeniami daleko w głąb historii: przez II wojnę światową aż do początków chrześcijaństwa. Wszystko to oparte na fundamentach kłamstwa, dogmatów i budowania mitologii, a historia rodzinna Zoi jest istotnym elementem układanki. 
Początkowo Pietrowna sprawia wrażenie obojętnej i zdystansowanej do podążania śladami pozostawionymi przez jej babkę, ale z każdą chwilą angażuje się coraz bardziej. Większość z nas ma zakodowane podświadome pragnienie poznania własnych korzeni. Myślę, że między innymi dlatego Zoja daje się całkowicie pochłonąć biegowi, niezrozumiałych dla niej, wypadków. Poza tym życie Zoi zaczyna być zagrożone, a jedynym wyjściem jest odkrycie, kto i dlaczego na nią czyha. 

W "Ani żadnej rzeczy", podobnie jak u Dana Browna, jednym z filarów fabuły jest twierdzenie, że u podstaw mitu założycielskiego wiary chrześcijańskiej jest kłamstwo. Dla niektórych czytelników ten wątek może być obrazoburczy, dla innych intrygujący i zastanawiający, a dla jeszcze innych po prostu szalony. W zależności od osobistych przekonań czytelnika, ich siły oraz percepcji treści książki jako fikcji literackiej lub rzeczywistej teorii, odbiór będzie różny. 
Mnie "mieszanie" w dogmatach katolickich nie przeszkadza. Ani mnie nie oburza, ani nie wywraca do góry nogami mojego światopoglądu. 
Sądzę, że skoro Polacy gremialnie zaczytywali się w teoriach opisywanych przez Dana Browna, myślę, że i w przypadku tej książki nie powinno być mowy o obruszeniu. Przynajmniej nie na dużą skalę. 
Przez ostatnie siedemdziesiąt lat media na całym świecie przywołują co jakiś czas temat możliwych powiązań Watykanu z nazistami. 
Drugi istotny element zagadki, która stoi przed Zoją jest związany z II wojną światową. Każdy z nas wie choćby tyle, że Hitler był związany z Ewą Braun, że oboje popełnili samobójstwo, Hitler umarł bezpotomnie, a nazizm skończył się wraz z zakończeniem wojny. A co, jeśli to nie jest prawda? Pietrowna dowiaduje się na ten temat coraz więcej, udając się do wielu miejsc w Polsce, ale i w Europie. Dynamika powieści przejawia się oprócz tempa, również w zmianie miejsc akcji. Polska, Francja, Austria, Włochy. Wszędzie tam udaje się Zoja, żeby poznać prawdę i uratować życie, nie tylko swoje. Choć bez ofiar się nie obędzie...

Zakończenie nie przynosi pełnego rozwiązania tajemnicy. Wiele kart zostaje odkrytych, ale inne jeszcze czekają na wyjaśnienie. To, mam nadzieję, nastąpi w drugiej części - "Która jego jest". Dobrze, że kontynuacja stoi już u mnie na półce, więc nie będę musiała długo czekać na odpowiedzi na znaki zapytania, jakie pozostały w mojej głowie po lekturze "Ani żadnej rzeczy". 


Za możliwość lektury dziękuję Autorce oraz Grupie Medialnej:

Lubicie książki pełne teorii spiskowych i podważających istotne elementy naszej rzeczywistości?
Czytaliście "Ani żadnej rzeczy"?


Komentarze

  1. To pierwsza recenzja tej książki, którą czytam, chociaż tytuł i okładka już wielokrotnie mi mignęły (jakoś tak średnio po polsku mi to zdanie wyszło xD). W każdym razie, wydaje mi się, że przyjrzę się bliżej tej historii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałam się nad kupnem tej książki, ale obawiałam się, że nie udźwignie "konwencji Dana Browna". Widzę jednak, że spokojnie mogę się w nią zaopatrzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię powieści, w których trudno doszukać się chwili przestoju. Możliwe, że zaopatrzę się w oba tytuły. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bardzo odpowiadają mi takie klimaty, po prostu lubię, kiedy sporo się dzieje, tajemnice, zagadki, spiski... Z chęcią chwycę za książkę. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za wizytę na blogu "Zaczytana do samego rana". Będę bardzo wdzięczna za pozostawienie śladu Twoich odwiedzin. Podziel się swoimi wrażeniami i refleksjami, stosując się do zasad netykiety. Spam oraz treści obraźliwe będą usuwane.

Popularne posty z tego bloga